Terapia czaszkowo – krzyżowa (inna nazwa – craniosakralna) dla większości osób jest nieznana. Jeśli czytasz ten wpis to znaczy, że szukasz rozwiązania swojego problemu zdrowotnego. Masz dość łykania kolejnych pigułek, które tylko na jakiś czas tuszują problem. Oczywiście nie namawiam tutaj do rezygnowania z tradycyjnego leczenia. Jedno nie wyklucza drugiego i może się wzajemnie uzupełniać. Niejednokrotnie wysyłam pacjentów na konsultacje lekarskie, badania podstawowe krwi, bo wiem, że profilaktyka jest najważniejsza. Dzisiaj chciałabym opisać kilka przypadków, z którymi najczęściej się spotykam.
Przykład pierwszy
Dziewczyna pełnoletnia, pracująca, przyszła do mnie z silnymi bólami głowy. Bólowi towarzyszyła także aura, nudności, światłowstręt.
Odbyły się trzy sesje. Ból głowy minął. Po roku czasu spotkałyśmy się znowu tak trochę profilaktycznie, ale też dlatego że pojawił się ból głowy już bez dodatkowych atrakcji. Powtórzyłyśmy sesję i umówiłyśmy się wstępnie za rok, by znowu wzmocnić ciało i jego zasoby.
Na pierwszym spotkaniu zawsze pojawia się pytanie: Ile razy powinniśmy się spotkać? Jak często powinny odbywać się sesje, by były efekty?
Na te pytania nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Podejmowanie decyzji odnośnie ilości i częstotliwości zostawiam zawsze pacjentowi. Proponuję najczęściej by posłuchać swojego ciała, bo ono jest bardzo mądre. Ono da odpowiedź, czy chce doświadczać mojego dotyku na początku co tydzień, czy woli dać sobie więcej przestrzeni i odwiedzać mnie raz w miesiącu. Ja akceptuję wszystkie decyzje.
Przykład drugi
Kobieta po siedemdziesiątce, po terapii onkologicznej, ze stomią, wycofana, zalękniona, bojąca się wychodzić z domu, twarz smutna, małomówna. Początkowo przychodziła co tydzień. Zmiany były zauważalne już po pierwszym spotkaniu. Do gabinetu weszła uśmiechnięta. Z każdą sesją jej stan psychiczny ulegał poprawie. Po dwóch miesiącach spotykałyśmy się co dwa tygodnie. Lęk przed wyjściem z domu całkowicie zniknął. Wychodziła na spacery, przestała się martwić stomią. Terapia trwała pół roku.
Przykład trzeci
Mężczyzna, lat sześćdziesiąt z bólem w okolicach odcinka lędźwiowego, który promieniował do lewej nogi. Spotkaliśmy się dwa razy. Już po pierwszej sesji ból zelżał, a po drugiej pacjent wrócił do pełnej sprawności.
Jak widać z powyższych przykładów ilość i częstotliwość sesji jest różna, bo różne są przypadki u osób.
W terapii mam też osoby, które są znerwicowane, depresyjne, po traumatycznych przeżyciach. Terapia u takich osób jest dłuższa i mogłabym ją przyrównać do obierania cebuli z płatków. Jeden płatek to jedna sesja lub kilka, by powoli dotrzeć do centrum cebuli i głównego problemu w ciele. Na takim poziomie pracujemy z emocjami. Im bliżej końca obierania takiej cebuli, tym efekty terapii coraz bardziej namacalne. Ktoś zaczyna przesypiać noc (a cierpiał na bezsenność), u innego wyciszają się tiki nerwowe, inny jest spokojniejszy, przestał krzyczeć na wszystkich, znika gniew.
Terapia czaszkowo – krzyżowa jest terapią manualną. Dotykam pacjentów, ale bardzo lekko. Zawsze pytam, uprzedzam, w którym miejscu dotknę, by mógł się wcześniej przygotować .
Pacjent się nie rozbiera, leży w ubraniu na łóżku. Podczas terapii można rozmawiać, ale można też milczeć. Niektórzy lubią wyrzucić z siebie nagromadzone emocje, ale są też tacy, którzy delektują się tym, co dzieje się w ciele.
Kocham być terapeutą czaszkowo- krzyżowym. Uwielbiam czuć w rękach ruch, zmiany, jakie zachodzą w ciele, wyczuwać napięcia i słuchać tej ciszy, która pojawia się, gdy proces się kończy.