Niespodziewana zmiana planów

– Dzisiaj wycieczka! Dzisiaj wycieczka! – podskakiwał wesoło Olaf, jeśli można jego ruchy nazwać podskokami.

– Ciekawe, kto dzisiaj pojedzie do dzieci? – zastanawiał się głośno Grey.

– Może ja? – nieśmiało marzył Miki. Te dzieci są takie dziwne. Podchodzą, chcą nas dotykać, śmieją się do nas i podtykają pod nos marchewki. To takie dziwne stworzenia. Chciałbym więcej dowiedzieć się o tym śmiesznym gatunku.

– Jeszcze za mało umiesz – odpowiedział po dorosłemu Lewi.

– Nie ma Darka, więc Monika weźmie tylko dwójkę. Ja tam nie muszę jechać. Poleżę sobie, pojem sianka i w końcu nikt nie będzie przeszkadzał. Niech młodzież jedzie – skwitował Ciastek.

Alpaki całe przedpołudnie nasłuchiwały odgłosów, bo dokładnie nie znały godziny wyjazdu.

Zegar na wieży kościelnej wybił 13.00 i na podwórku zaczął się ruch. Pojawiła się Monika z miską marchewek. Janek przyniósł smycze i kantarki. Alpaki z zaciekawieniem obserwowały całe zamieszanie. W myślach zadawały sobie pytanie – Kto pojedzie?

Upłynęła chwilka i już było wiadomo, że do przedszkola jedzie Ciastek i Olaf. W stadzie pojawił się lekki niepokój. Zawsze się tak dzieje, gdy stado zostaje rozdzielone. Chłopaki nie są zadowolone z takiej sytuacji, ale już wiedzą, że po każdym takich rozdzieleniu, wszystko wraca do normy i stado znowu jest razem.

Olaf i Ciasteczko już wskoczyli do busa. Opluli się nawzajem, a Ciasteczko uszczypnął Monikę, bo popsuła mu plany na popołudnie. Samochód ruszył. Wycieczka się rozpoczęła i nic nie zapowiadało, że coś mogło ją przerwać.

Nagle coś szarpnęło. Monika próbowała coś jeszcze włączyć, ale samochód odmówił posłuszeństwa. Udało się tylko wjechać do kogoś na podwórko i auto się zatrzymało. Olaf i Ciastek z zaciekawieniem wyglądali przez okno.

– Coś krótka ta wycieczka? – stwierdził Ciasteczko

– Ciastek zobacz, jakieś dzieci, chyba jesteśmy na miejscu? Zjadłbym już jakieś marcheweczki – rozmarzył się Olaf.

– Zapomnij – z przekąsem odpowiedział Ciastek – zobacz Monika ma jakiś problem. Biega wkoło samochodu z telefonem w ręku. Coś się stało!

Rzeczywiście Ciastek miał rację. Popsuł się samochód i wycieczki nie będzie. Janek wyprowadził chłopaków z samochodu. Gospodarze, u których na parkingu zatrzymało się auto, zaprosili Olafka i Ciasteczko na swoją łąkę.

– Ale socysta – cieszył się Olaf, zajadając trawę. Ciastek też się dobrze bawił i pokazywał córkom gospodarzy sztuczkę z siadaniem. Nie martwili się, bo też nie wiedzieli, że przed nimi dwukilometrowy spacer do domu przy bardzo ruchliwej ulicy.

Monika, cały czas rozważała, jaką wybrać drogę do domu, by chłopaki jak najmniej denerwowały się hałasem i jeżdżącymi samochodami. Nie było idealnej drogi, ale wrócić do domu trzeba.

– Nie pójdę dalej – protestował Ciastek – Jest za głośno! Co to za pędzące maszyny? – narzekał zdenerwowany Ciastuś. – Nie chcę iść pierwszy! Olaf, ty prowadź!

– Ja nie znam drogi do domu! – wykrzyknął głośno Olaf, próbując przebić się przez warkot nadjeżdżającego samochodu.

– Super, a myślisz, że ja znam. Nigdy tu nie byłem – zabeczał Ciastek.

Nie był to łatwy spacer. Ciastek ciągle się zatrzymywał i potrzeba było dużo cierpliwości, by ruszył do przodu. Przemarsz po polach obsianych żytem nie sprawiał większych problemów. Trudności zaczęły się, kiedy trzeba było przejść przez centrum Słubic. Spacer był na raty. Trochę do przodu i postój i znowu do przodu i zatrzymanie. Tylko cierpliwość Janka i Moniki pozwoliła dotrzeć do ulicy Krakowskiej.

– Ciastek dasz radę. Jesteś super chłopakiem. Przebieraj kopytkami. Już niedługi będziemy w zagrodzie. – cierpliwie przemawiała Monika

I tak powoli, kopytko za kopytkiem, wzbudzając sensację w centrum wsi udało się dotrzeć do miejsca, które Olaf i Ciasteczko już znali. Ciastek od razu przyspieszył kroku.

– Już wiem, gdzie jestem. Już wiem. Olaf dotarliśmy do domu – cieszył się Ciastek.

– Widzisz Ciastuś dałeś radę. Super chłopak z ciebie – pochwaliła Ciastka zmęczona Monika.

Alpaki witały się już przy furtce beczeniem, zanim się jeszcze zobaczyły. Była wielka radość, wąchanie siebie nawzajem. Miki próbował się czegoś dowiedzieć od Olafa o dzieciach, ale ten nie był skory do mówienia. Stanął przy poidle i gasił pragnienie. Natomiast Ciastkowi nie zamykał się pyszczek. Opowiadał podekscytowany chłopakom całą historię.

– I wiesz, ja prowadziłem, i się nie bałem, i tam było tyle samochodów, i wąska ścieżka. I w jednym miejscu były dwa psy. Lewi mówię ci, co to była za historia.

I tak Ciastek opowiadał o wycieczce po wsi, spacerze po chodniku przy jeżdżących i hałasujących samochodach, których podobno się nie bał.


Autor: Monika Karasek